Uspokajam - dochodzę do siebie, ale proszę przeczytajcie ten wpis.Niezależnie od poziomu zaawansowania biegowego, czy liczby przebiegniętych kilometrów.

Zdrowie i życie mamy jedno.

30km Kamieńsk miał być fajnym trailowym treningiem na jedynej górce w centrum Polski. Górce sztucznej i niewielkiej. Miałam pobiec na tętno, na zmęczeniu. Po prostu dobry trening w trakcie zorganizowanych zawodów.

Odezwały się do mnie dwie osoby, żeby zabrać je ze sobą z Warszawy. Od razu się zgodziłam, bo to zawsze raźniej. Umówiliśmy się na 7 rano.
Wieczorem trochę gorzej się poczułam, ale jeden syn po jelitówce, drugi przeziębiony, mąż też chory od tygodnia. Żyję, jak każdy rodzic w kotle wirusów i bakterii. Zaaplikowałam sobie szybko mleko z miodem, dużą dawkę witaminy C i jakoś przeszło. Choć cały czas biłam się z myślami, czy nie odwołać wyjazdu, nie chciałam zostawić Marty i Michała na lodzie, bo mogliby już o tej porze nie znaleźć alternatywnego transportu.

Rano, gdy wstałam czułam się na 8/10. Gdybym nie miała pasażerów to zwyczajnie odpuściłabym wyjazd do Kamieńska i zrobiła lekki trening koło domu. Nie to, że coś mi bardzo dolegało, ale do komfortu dużo brakowało.
Pojechaliśmy…

Przed biegiem jeszcze duża dawka witaminy C i aspiryna. Zjadłam kanapkę. Wypiłam kubek herbaty i małą wodę. Do bukłaka wlałam to, co dał organizator (myślałam, że to zwykły izotonic, dopiero potem po biegu zorientowałam się, że to był Powerade Zero… dla brzucha kataklizm). Nie wiem, czy bezpośrednio przyczynił się do moich dolegliwości, ale na pewno nie pomógł się nawodnić! Unikajcie takich napojów. Ani to zdrowe, ani nie dostarczy kalorii, ani nie nawodni.

Wystartowaliśmy.


Jak widać na zdjęciu ja spokojnie. Koło 10-12 pozycji. Dobrze mi się biegło, z każdym kilometrem rozkręcałam się. Koło 12-ki zaczął mnie lekko boleć brzuch, ale zwolniłam i uspokoił się. Przez kilka kilometrów biegłam i gadałam z chłopakami. Nic nie wskazywało, że cokolwiek złego się wydarzy. Na szczycie na 21km byłam pierwszą kobietą i drugą zawodniczką open. Trochę odskoczyłam panom na podbiegu, bo plan był taki, żeby już zwolnić na zbiegu i spokojnie dotrzeć do mety.

Na 23 kilometrze zaczęły się wymioty. Tu już było z górki! A ja ledwo szłam, zaczęłam przemarzać.

Na 24km ujrzałam grupę turystów i poprosiłam o pomoc. Działo się z moim ciałem coś bardzo złego. Drżałam, słaniałam się na nogach, ale pokazałam telefon alarmowy organizatora i poprosiłam o wyjęcie folii NRC z plecaka (folia była na liście wyposażenia obowiązkowego). Próbowałam pić i jeść, ale wszystko zwracałam. Zimny wiatr mroził nie tylko mnie, ale także osoby, które mi pomagały.

Po 45 minutach dotarła karetka (to temat na inny raz, bo jak to możliwe, że 3km od mety na przejezdnej drodze jedna pomoc myli trasę, drugiej zabrakło paliwa…). Byłam cała mokra, przemarznięta – 2 niby nie zima… Dziękuję szczególnie Marta Bednarz! Przeze mnie straciłaś podium. Dziękuję wszystkim, którzy zainteresowali się sytuacją. Fajnie, że można na Was liczyć.

Od medyków dostałam potrzebną pomoc. Ciężko na 100% powiedzieć co się stało, ale to wirus. Od rana w poniedziałek lekarze.
Na szczęście EKG ok, płuca i oskrzela też.
To „tylko” zapalenie zatok. Wirusówka. Niestety te wirusy teraz…

Mój syn przechodził 4 dni temu coś bardzo podobnego z wymiotami. Może się zaraziłam? Może rozwijającą się infekcja w momencie, gdy odpuściłam na zbiegu, zaatakowała?

Jedno jest pewne. To dla mnie sroga lekcja.
Nie jesteśmy niezniszczalni, a dystans 30 kilometrów nawet przy lekkich przymrozkach może okazać się zabójczy, gdy dzieje się coś złego.
Zawsze będę biegała w górach (nawet takich mini górkach) z telefonem, folią NRC, zapasowymi skarpetami, minimum 300kcal jedzenia, flaskiem wody.

Wyposażenie obowiązkowe na biegach trailowych jest na wszelki wypadek. Ale takie wypadki zdarzają się. Jeżeli nie nam, to komuś innemu może być potrzebna pomoc.

Gdy przeczytałam, co się stało na Zamieci (reanimowano uczestnika) mam pewność, że musimy wszyscy nauczyć się biegać odpowiedzialne. Znać podstawy pierwszej pomocy. Umieć pomóc w przypadku urazów. Bo pomoc medyczna nie zawsze jest w stanie dotrzeć szybko. Bo życie bywa nieprzewidywalne, ale przecież kochamy biegać.

Gdyby ktoś przed tym zdarzeniem powiedział mi, że nie będę w stanie pokonać 3 kilometrów w dół!!! (tyle dzieliło mnie od mety; potem był jeszcze wbieg na stok) to bym się roześmiała. 3 kilometry to nic. A jednak… Nie bagatelizujmy dystansu, przewyższeń. Lepiej zabrać ze sobą więcej rzeczy, bo przecież plecaki biegowe dzisiaj zupełnie nie przeszkadzają.